Powered By Blogger

wtorek, 31 maja 2022

Maj - 31.05.2022 - g.03.19 - Louise & Antonio - część 2 - post -


        Louise &  Antonio cz. 2                           

 Minęło kilka dobrych lat, w których tak wiele się wydarzyło zarówno w życiu Louise jak i Antonia. Lat, które sprawiły, że każde z nich dojrzało do różnych decyzji. Bilans doświadczeń, zysków i strat jest idealnie rozłożony po równo, choć jeszcze o tym nie wiedzą. Czas, który był dany, by w sobie wszystko poukładać, czasem by wpuścić do swojej przestrzeni doświadczenia, przez krótką chwilę, które są konieczne, by zrozumieć, co tak naprawdę w życiu jest ważne. 

 Louise czasami wracała myślami do okresu, w którym poznała Antonia, choć był przez krótką chwilę, jednak zaznaczył sobą trwały ślad w myślach, wyznaczając drogowskaz prosto w stronę serca. Jednak nie wykorzystał tego planu podróży. 

 Widocznie tak miało być. Louise dość szybko przeszła do rzeczywistości, w której zrozumiała, że w życiu czasem nie raz przyjdzie jej się zmierzyć z pragnieniami, marzeniami, które nie spełnią się i czym szybciej to zrozumie, tym dla niej lepiej. Nie raz i nie dwa trzeba coś poświęcić, coś stracić, czasem dla innego wyższego dobra, czasem całkowicie poznać siebie w niespodziewanych kolejach życia. Samo życie, które jest w pełnym rozkwicie...

 Uznała, że nie zrobi nic na siłę, niczego na przekór sobie. Obiecała, że zawsze będzie słuchała siebie i według tego przechodziła przez kolejne dni, miesiące i lata.  

 Jej życie czasem, gdy wszystko wydawało się jakby układać w różnych dziedzinach, jedna z nich najważniejsza pozostawała  pozbawiona blasku uczuć i kogoś bliskiego. Jednak nie użalała się nad sobą, wiedziała, że ta sytuacja z czasem przyniesie dobre owoce i takie myślenie szybko stawało ją na nogi. Akceptowała siebie całą taką jaka była, kochała siebie miłością bezwarunkową. Coraz częściej zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę, miłość, którą ma w sobie, w pełni zastępuję jakby było dwoje. Rozumiała, że tak jest i to zaakceptowała. Co ciekawe, dawało jej to coraz większy spokój wewnętrzny. Często stwierdzała, że jest nawet bardzo szczęśliwa. Nie każdy musi przecież żyć z drugim człowiekiem, mieć wspólny dom, uczucia, wspólne sprawy, by być w pełni spełniony. Zrozumiała, że najprościej zmienić priorytety i wszystko ułoży się tak, jakby nie było żadnych braków, wszystko da się zastąpić. 

 Tak mijały kolejne lata, Louise spełniała marzenia małe i duże, pięła się po drabinie zawodowej, osiągając coraz to większe uznanie, realizując wszelkie swe cele. Czasem fundowała sobie podróże małe i duże, te realne, ale również te wewnątrz niej, w samym sercu jej duszy. 

 Czas był  jednak mniej przychylny, kiedy zbliżały się święta czy inne uroczystości, które spędza się w bliskim gronie. Zawsze otrzymywała zaproszenia od przyjaciół, jednak te spotkania utwierdzały ją w tym, że lepiej pobyć wtedy mimo wszystko - samej ze sobą... Tak też robiła zręcznie się wykręcając z tych spotkań, zawsze mając - plan B. Czas ten, bardzo wychodził na dobre, bo stawała się coraz szczęśliwsza, budując swoją tylko przestrzeń do czasu, aż zaczęły do głosu dochodzić różne instynkty. 

 Nie była kochaną, ale miała w sobie ogromne pokłady miłości i postanowiła tego nie zmarnować. Postanowiła, że przygarnie do domu zwierzątko, któremu odda całe swoje serce, swój czas, że cały ogrom miłości przeleje, na kogoś, kto też jest sam, a razem wspólnie mogą tworzyć swój szczęśliwy świat. 

 W nocy śniła o różnych zwierzętach małych i dużych, o tym, jak już widzi w domu pupila, ma swoje miejsce. Widziała siebie w codzienności, jak pięknie razem się rozumieją i jedno drugiemu szczęście daje, wzajemnie wyczuwając swoje potrzeby, przytulenia, radości ze spacerów, ze spraw tak malutkich, a jak ważnych.

 Kolejne tygodnie mijały, by zapiąć wszystkie sprawy i móc zrobić coś zarówno dla siebie, jak i dla maluszka, może pieska, może kotka a może i kotka i pieska? 

 Postanowiła, że na nic się nie nastawia, kiedy już tam będzie - posłucha swojej intuicji, a ona najlepiej wybierze, dokona trafnego wyboru. 

 W końcu zrozumiała, że nadszedł dzień, w którym pojedzie do schroniska i przygarnie maleństwo, które bardzo pokocha najczystszą bezwarunkową miłością.  

Natomiast życie u Antonia przebiegało tradycyjnie żywo, energetycznie. Często zdarzały się podróże do różnych zakątków świata, w których odkrywał piękno. Czasami będąc w egzotycznych miejscach poznawał piękne kobiety, jedna piękniejsza od drugiej. Były wyjścia małe i duże, relacje, ale raczej krótkotrwałe, ponieważ zawsze w nich czegoś brakowało. Zastanawiał się wtedy, czy to nie przez to, że kiedyś stracił szansę, być może na kogoś niesamowitego i związku, w którym czuł, że oboje byliby z Louise uzupełnieniem siebie, zarówno inteligentnie odpowiadając sobie, ale również emocjonalnie. A może tych podobieństw byłoby znacznie więcej? Któż to wie...

 Czasem rozmyślał o Louise, o kobiecie, która w tej jednej krótkiej chwili, tak wiele w nim otworzyła. Czuł, jakby w życiu coś definitywnie stracił, coś bardzo ważnego, że nie wróci tamta pora, nawet gdy będzie marzył od świtu do wieczora. Zrozumiał dość szybko, że na Louise życie się nie zaczęło i nie skończyło, że nie będzie się nad tym użalał, ani nad sobą. Postanowił jednak, że tym razem, kiedy poczuje podobnie, to szansę wykorzysta, nie pozwoli nic stracić... ani kobiety, ale będzie całkowicie słuchał siebie. Jeśli pozna tę kobietę, właśnie - tę, no ale sam łapał się w tym rozmyślaniu, że w każdej z tych kobiet doszukiwał się podobieństwa z Louise. Jakże szybko te różne relacje same się rozluźniały. Panie szybko odczuwały chłód, coraz większy brak zainteresowania, czasu i obowiązków, które Antonio, tak sprawnie zawsze miał jak podstawowe alibi. Relacje szybko umierały śmiercią naturalną, co bardzo odpowiadało Antoniowi, że to nie on musi stawać na ostre cięcia, ale panie. Zawsze jak kot, spadał na cztery łapy i wychodził bez uszczerbku z każdej relacji, która nie była nawet odrobiną tego, co czuł do Louise...

 Czuł, choć nie umiał przyznać się do tego, że Louise stała się mu bliska...

 Czasami wracał myślami do tych pierwszych chwil, pierwszego spojrzenia w oczy, wymówienia swoich imion, jakże pięknie wypowiadając je... Rumieńców, które wychwycił spoglądając w oczy Louise. Wiedział, że była nim zauroczona, zachowując się jak nastolatka, w której życiu pojawia w się nowe świeże uczucie, kiedy rodzą się pierwsze silne porywy serca... Nie rozumiał tego, że ktoś może tak od razu się w kimś zauroczyć... A może często tak reagowała na innych - takich - brunetów - niekoniecznie wieczorową porą...

 Dlaczego akurat na niego zwróciła uwagę, przecież było więcej osób wtedy, jak dobrze pamięta sięgając do wspomnień z tamtego czasu... A jednak zwróciła uwagę - właśnie na niego... kogoś - zdecydowanie - wyjątkowego, bo takim go odebrała wszystkimi zmysłami...myślami... Czując go, choć nie rozumiejąc, co tak naprawdę wydarzyło się w tak krótkim czasie... - czysta - magia chwili...

 Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, że będą znaczyć dla siebie tak wiele, że lata będą mijać, a ich zainteresowanie sobą nie ulegnie zmianie, ba a nawet wzrośnie... Doszukując się w różnych relacjach dokładnie tej drugiej osoby... To trochę dziwne, bo nigdy nie byli w tej relacji, to co sprawiało, że tak ich do siebie ciągnęło, skąd przez tyle lat - myśli o sobie, doszukiwania się w innych osobach podobieństw...? Przecież się nie znali, to wszystko miało się dopiero wydarzyć za jakiś czas. 

 Jednak wyprzedzili bieg wydarzeń, ucinając tym samym - sobie szansę na coś pięknego, coś co mogłoby tych dwoje ze sobą zbliżyć...? Tak wybrali, oboje dokonali takiego wyboru. A gdyby jednak wybrali inaczej...? Czy ich relacja mogłaby rozkwitnąć i stworzyć silną więź, która zacieśniłaby się w stały, emocjonalny, silny miłosny związek dwóch serc...dusz...które czują dokładnie to samo...? Tego nie wie nikt...!

 Antonio wracał czasami do kafejki, w której się spotkali. Ilekroć czekało go ważne spotkanie wcześniej odwiedzał - swoją ulubioną kafejkę, przywołując tym samym ciepłe myśli o Louise, które pamiętał, mając nadzieję, że może któregoś dnia los go zaskoczy i ujrzy w tym samym miejscu Louise... Siedzącą, jak wtedy zamyśloną, ale jakże piękną... Miała w sobie naturalne piękno, pokorę, ciekawą osobowość, dużo łagodności... Miała w sobie ogromny magnetyzm, który sprawiał, że w jej obecności czuło się spokój, ukojenie, ale też wyczuć można było duszę dziecka, bezinteresowną radość z dziecięcych lat.. 

 Antonio myślał o Louise, że może akurat tym razem zobaczy siedzącą przy kawie i czekoladowych słodkościach, które oboje lubili. Faktycznie mieli podobne upodobania co do sprawiania sobie radości małych, niebotycznych skrawków podniebienia... Zawsze wywoływały falę spontanicznego powrotu do dzieciństwa, kiedy liczyły się słodycze otrzymywane z jakiejś okazji. Niestety los widocznie chciał inaczej, bo nie spotkał już Louise. Zastanawiał się, czy może się mijają, czy to taka kara za to dla niego, by odczuł, że nie wykorzystał chwili. Tak, tak, chwile w życiu tak wiele zmieniają, choć mogłoby się wydawać, że chwile nic nie znaczą. A jak bardzo mylą się ci, którzy nie umieją docenić chwil. To właśnie w nich jest cała magia, to ona sprawia, że z tych chwil, niby ulotnych piszą się całe scenariusze ludzkich losów, których jednych łączą w pary na długie lata, innych zaś urywają szansę niepostrzeżenie, bezpowrotnie... Czasem stają się być może odpowiednim impulsem do działania, by utwierdzić się w tym, co tak naprawdę jest ważne i dzięki tym  przemyśleniom dostać jeszcze jedną szansę od życia. Czy ją zrozumieją i wykorzystają, zależy już tylko od nich samych. Wiedzą, co stracili, mieli na to czas, by to sobie dokładnie zrozumieć i w głowie poukładać, to druga i ostateczna szansa, o ile w ogóle istnieje. Bowiem, nie często zdarza się taka kolejna okazja.   

 Tylko jeden raz można zrobić na kimś dobre wrażenie! 

Czy i tak było tym razem, no cóż wiedzą doskonale oni sami.

Dziś czy wiedząc to, co wtedy, wykorzystali by dany im wspólny czas, okazję, która raz tylko jest możliwa? 

 Jeśli się powtórzy, to na pewno ją wykorzystają, nawet po to, by upewnić się, czy teraz dokonali dobrego wyboru. Ponieważ Antonio nie wykorzystując swojej wcześniejszej szansy czuł to dosadnie, że coś tak umknęło, jakby bezpowrotnie.  

Antonio myślał nad pozornie realnym scenariuszem, kiedy miałby stanąć naprzeciw Louise, co by zrobił, jak się zachował? Czy miałby dać odczuć Louise, że bardzo ucieszył się na jej widok, że ją znowu widzi, że ponownie przecięły się ich drogi?

 Czy dziś przyznałby się przed samym sobą, kim była i nadal jest dla niego Louise? Czy przyznałby się przed nią, jak wiele lat zajęły mu myśli o niej. Jak bardzo zostawiła trwały ślad w jego myślach, sercu i duszy.  Ileż to razy wyobrażał sobie ich ponowne spotkanie, choć nic tak naprawdę nie wskazywało na nie, a jednak snuł w sobie myśli wiedząc też, że nie raz obraz Louise się przyśni. Jak dziś zareaguje, czy wykorzysta tę chwilę? Czy podejmie dialog o ponowne spotkanie, czy się odważy? Jak powinien się zachować być z inicjatywą, owszem ze zdrowym dla siebie dystansem, by nie zdradzić wszystkich uczuć, które przez te wszystkie lata pielęgnował. Jednocześnie, by Louise odczuła, że od pierwszych chwil, kiedy ją zobaczył, stała się ciekawą, zwracającą sobą uwagę... Była jak książka, którą chce się odkrywać, przy której chce się poznawać cały alfabet, a każda z tych liter ma w sobie obszerny i niesamowicie ciekawy przekaz, o ładunku bogatym wewnętrznie. Miała w sobie coś takiego, że bardzo chciało się ją czytać, poznawać, przekładać każdą kartkę, i czytać kilkakrotnie każde słowo, by nic nie umknęło absolutnie żaden szczegół. Wiedział, że była tego warta, była warta - wszystkiego! Dlaczego więc wtedy nie zaryzykował?  Co go powstrzymało, przecież chciał tego od pierwszej sekundy, od wymiany spojrzeń,... słów i gestów... Czy wiedział, że też na to liczyła? Czy odczuł, że ją sobą zauroczył, że ta jedna bardzo krótka chwila, dała myśli i oczekiwania na dobrych klika lat. Ciekawe to wszystko, że w jedną krótką chwilę, pomyślisz - po co żyjesz? Może życie składa się na różne niespodziewane spotkania, które trwają niejednokrotnie przez bardzo króciutką chwilę, a układają nam całe życie... Czy za sprawą przypadku? Czy to przypadek może decydować o tym? A może w życiu tak właśnie plotą się dni, że trafiamy celnie - właśnie na tę osobę, która wywraca nam sobą cały świat do góry nogami, wszystko sobie - nam podporządkowując?

 Louise znowu myślała o pupilu, którego jeszcze nie miała, ale łapała się na tym, że widzi go w swojej codzienności, w domu, na spacerze...

 Spacerując często podbiegały do niej pupile małe i duże łasząc się, pokazując ogromne zadowolenie machając ogonem, czasem prawie przewracając ze szczęścia, co wzbudzało ogromne szczęście w Louise, natomiast właścicieli pupilów wprawiało w niezręczne rozdrażnienie, że tak reaguje ich poukładany zwierzak. Szybko je przywołując, by były grzeczne i przepraszając za swoje wybryki. Louise, często od razu równoważyła niepewne sytuacje, ratując wszystko ze śmiechem i robiąc coś na obronę pupila, tłumacząc je, że sama bardzo tego chciała, że kocha takie żywe sreberka i sama radość mieć takiego czworonożnego przyjaciela w domu. Zamierza przygarnąć ze schroniska jedno na pewno, a może i dwa małe szczęścia.  

 Zbyt długo nosiła się z tą myślą, tak więc postanowiła, że w tym tygodniu odwiedzi dość odległe schronisko, w którym czeka na nią, kto wart jest kochania, pupil, któremu stworzy swój dom, przygarnie i będzie im razem bardzo dobrze. 

 Przekroczyła drzwi schroniska, gdy zobaczyła te wszystkie zwierzaczki, które aż proszą się, by je zauważyć, by dać im dach, schronienie, tak bardzo zwracają uwagę sobą, aż serce się kraje i przygarnąć można by było, każde to pokrzywdzone przez los stworzenie. Ach, gdyby tak można było, na pewno by tak zrobiła. Jednak uwagę Louise zwrócił malutki, jakby troszkę zagubiony - Shi tzu. Śliczny, od razu podbiegł do ogrodzenia i na widok Louise zamachał radośnie ogonkiem, na co również Louise zwróciła uwagę i już od razu była w nim zakochana. Jesteś prześliczny - pomyślała i na głos powiedziała,  

 - Dziś będziesz już w domku, dziś wracamy razem...

 Będziesz miał ze mną dobrze kawalerze.  

 Jednak okazało się iż ten śliczny radosny kawaler - to suczka, Louise szybko nazwała ją- Shanti. Jesteś śliczna i kochana Shanti, już jesteś kochana i będzie Ci ze mną dobrze. Jak pomyślała, tak zrobiła. 

 Shanti, była biało- beżowo - brązową tak pięknie kolorową suczką, szybko sobą zjednywała serca ludzi. Trafiła do schroniska, bo jej pani miała wypadek, po którym zapadła w śpiączkę i niestety nie odzyskała przytomności, a Rodzice opiekunki, często służbowo wyjeżdżają, tak więc niestety Shanti z bólem serca, ale musiała trafić do schroniska. Jedno nieszczęście dało szczęście innym. Louise i Shanti szybko się pokochały, zresztą z ogromną wzajemnością. Obie bardzo potrzebowały drugiej istoty do kochania, opieki, obie się doskonale rozumiały. Jakby znały się przez długie lata. 

 Uwagę Louise zwrócił jeszcze duży, piękny - jasnozłoty - Golden Retriever, który szukał spojrzenia, próbował sobą zwrócić uwagę, by też zostać zauważonym i przygarniętym. 

Louise, więc pomyślała:

- Byłam całkiem sama, a dziś moje życie tak się odmienia, dziś wracam z piękną Shanti, a jak się uda, to i z Tobą śliczny kawalerze, też Cię przygarnę...

 Udało się, wracamy do domu we troje, z radosną Shanti i wtóruje Nam - Carmel, który nie opuszcza Nas nawet na krok, wiedząc, że z Nami będzie cudownie zazna dużo miłości, będą szczęśliwe już od teraz wszystkie dni, miesiące i lata.

- Wynagrodzę Wam to wszystko, moje śliczne słodziaki, razem będziemy wieść ze sobą szczęśliwe życie... - pomyślała Louise.

 Tak się stało, że za sprawą Shanti i Carmela zrobiło się tak żywo, szczęśliwie, bo wszyscy tak szybko się ze sobą zżyli, rozumiejąc się doskonale. Pieski bardzo szybko nawiązały między sobą pieską, przyjazną więź, wielbiąc również swoją ukochaną panią - Louise. Wybrały swoje miejsca, zazwyczaj kojce, choć gdy Louise nie było w zasięgu wzroku spieszyły, by zająć ulubione, mięciutkie kanapy, przeciągając się i zasypiając w śmiesznych pozach, co zawsze rozbawiało Louise. 

 Mijały dni i tygodnie, gdy czworonożni przyjaciele czuli się już bardzo swobodnie, wiedząc, że tu jest ich miejsce na ziemi, że tak dobrze trafili, mając za opiekunkę cudowną kobietę, która serca im uchyla, rozpieszcza, dostarcza pożywienia, tego co bardzo lubią i miłości każdego dnia jest pod dostatkiem. Louise bardzo kocha zwierzęta małe i duże, zawsze chciała dać z siebie tyle miłości ile się tylko da, bo wiedziała, że ma w sobie sporo tych pokładów i chce dzielić się wszystkim, czym tylko może, co potrafi, by pomóc innym. Zawsze los ludzi czy zwierząt nie był jej obojętny, starała się znajdować pomoc, czy znajdowała sposoby, by zrobić coś dobrego. Miała kochane serce, w którym był cały bezmiar ogromnej, bezwarunkowej miłości, do świata, do życia, do Boga, do drugiego człowieka, do każdego stworzenia. Od zawsze taka była, zwana czasem kocią mamą, kiedy małe kociaki tuliła, z domu jedzenie i mleczko wynosiła, karmiąc, tworząc jakże ważną misję - ''Pomoc Światu''.

 Jeszcze tylko 3 dni i okaże się, czy projekt Louise wygra, wizja tworzenia czegoś znowu jakby bliskiego, być może pojawi się możliwość - dekorowania wnętrza dla narzeczonych, którzy zamieszkać chcą zaraz po ślubie w nowym, pięknym domu, całkowicie poddanym dekorowaniu wnętrza. 

Znowu myśli krążą przywołując wspomnienia, że kiedyś już tak było. Była ta piękna pora, czas jakże wyjątkowy, przecież wtedy - pojawił się - Antonio.

Tyle weny i pomysłów, wprowadził sobą. Dzięki niemu Louise stała się bardziej kreatywna i każdy pomysł, był trafiony. Sama w sobie również była kreatywna i wiele z jej pomysłów było docenianych. Zdobywała różne nagrody, wyróżnienia, wiele z jej projektów uznania zdobyły na całym świecie. Do każdego zlecenia przygotowywała się skrupulatnie, tak, jakby to miało być dla niej. Stąd też wszystkie jej projekty i wykonania zawsze były dla niej ogromnym sentymentem. Wiedziała, że w każdym projekcie jest cząstka jej samej, jej duszy, serca, które wkładała, do wszystkich prac. 



CDN Gaspaar 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz