Kiedy przez całe życie żyjesz i dajesz z siebie wszystko, poświęcając całe swoje życie dla bliskich, opiekujesz się, nie myślisz o tym, czy ktoś odwdzięczy się za to, pomagasz bezinteresownie, z serca...
Kiedy nadchodzi choroba, czy drogi kres - wtedy wszystko wychodzi, kto kim jest, ile znaczysz dla innych. Jak reagują, na ile poczuwają się, by dowiedzieć się, czy wszystko ok, ba a kiedy wiedzą, że jest ktoś chory, jak można na to - milczeć? Nie reagować...!
Chyba jestem z innej bajki, bo to wszystko jest dla mnie absolutnie niepojęte. Moje widzenie świata jest całkiem inne, nie aż tak bezduszne. Czasami, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, czy ktoś z Nas w jakimś momencie przyszedł czas na zebranie plonów - bezduszność.
Nie, to nie Nasza wina, to po prostu życie samo to zweryfikowało, co dla kogo jest ważne. Dla jednych bliscy i wszystkie sprawy z tym związane, obdarzając całkowitym szacunkiem i troszcząc się o bliskich, tym bardziej starszych i chorych, co zresztą często idzie w parze.
Dla innych bardzo szybko zmieniły się priorytety - widzą kasę i tylko - kasę, stawiając ją ponad wszystkim. No cóż - jak widać, sodówka czasem odbija. Ale życie nie jest wieczne... A wszystko to, co gromadzi się, nie będzie wieczne...
Tak, jak to, że odchodząc - przyszliśmy całkiem nadzy i nadzy stąd odejdziemy... Grób nie ma skarbca, ani skrzyń na kosztowności czy garażu na samochody.
Co wtedy będzie miało znaczenie?
Może najzwyczajniej to, jacy byliśmy względem bliskich? Ile poświęcaliśmy im czasu, co daliśmy z siebie? Jak ich traktowaliśmy? Co było wtedy ważne ? A co ważne będzie po tym, gdy nadejdzie drogi kres?
Ile było Nas dla innych....?
Nie jestem sędzią i nie chcę nikogo osądzać, ani uczyć, co kto powinien, można sobie tylko o tym pomyśleć. Mówić, nie ma co, bo jeśli ktoś sam tego nie wie, to tym gorzej... To po prostu - bardzo boli....że tak szybko można stać się kimś - bezdusznym...
Nie umiem tego tak na spokojnie w sobie zrozumieć, to jest wprost niepojęte.
Ale nietrudno się o tym przekonać, że kiedy nadejdzie drogi mojej kres, to będę całkiem sama...zapomniana... nikt o mnie nie pomyśli, nikogo nie zainteresuje co ze mną...
Zawsze chciałam wiedzieć, jak to będzie... teraz - już wiem, ba nawet wiem, że się nie mylę...
Może ja tu - Tu - naprawdę nie pasuję? Wizja mojego świata jest znacznie pozytywniejsza. Zawsze wychodziłam z założenia, że ludzie są dobrzy, że mają dobre serca, w sobie szacunek dla innych, że potrafią być opiekuńczy, że zależy im na bliskich, że życie będzie łatwiejsze/
Takie były moje wizje, a jak to się ma do rzeczywistości? - Nijak, bo to jest całkowity brak zainteresowania, pogoń za nie wiadomo czym... na poczet - czego? - Niczego...!
Już - Nic... zwyczajny - Nic... przykre, ale prawdziwe...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz