Powered By Blogger

sobota, 15 lutego 2025

45 post - Sobota - Dziś odszedł Greyek......

Nasze szczęście nie trwało długo, bo zaledwie tydzień... 
Dokładnie tydzień temu - 8 lutego w sobotę - trafiły do Nas dwa szkrabki - zwierzątka - braciszkowie - Carmelek & Greyek... 
5 tygodni , bo najprawdopodobniej, tyle czasu już są na świecie... 
Dla Greya - dziś życie skończyło swój bieg, w jakże króciutkim życiu...
Tak bardzo cieszyliśmy się Nimi... obydwaj chłopcy są śliczni, każdy w sobie ma coś innego, są tacy kochani... tzn. teraz już pozostał tylko Carmelek... 
Greyek był bardzo chorutki, jak się okazało, ale nie wiedzieliśmy o tym... 
Gdyby nie było tak zimno, to trafilibyśmy do znajomej pani weterynarz, która już opiekowała się Mikusiem i Suuny'usiem... 
Teraz - dziś - tyle radości jeszcze dostarczył  bardzo donośne piski - szukające Nas, traktował Nas jak Mamusię - przybiegał - sam - po tygodniu , wchodził już jedną łapką na rączkę, chciał przyjść na pieszczoszki, przytulał się, nie chciał wracać do klatki, najchętniej byłby cały czas na rękach i wtulony... Tak szybko Nam zaufały... same - wyczuły, że bardzo kochamy zwierzątka i intuicyjnie przybiegały , kiedy tylko byliśmy w zasięgu wzroku... A kiedy Nas nie było widać, to też piskliwy głosik , by już ktoś z Nas przyszedł i je ukochał... Wiadomo, że od razu byliśmy i wzieliśmy na ręce, ile było czułości, radości z obu stron, bo i dla Nich i dla Nas cały ogrom szczęścia....
Dziś tak nagle - prawdopodobnie Greyek miał albo tętniaka albo wodę w płucach, niewiemy dokładnie co tak naprawdę było przyczyną Jego ....odejścia...
Leżał w klateczce na boczku... bardzo dziwnie , dlatego od razu zareagowałam, wzięłam na ręce, a on ...przelał się przez palce.....był o połowę mniejszy....miał jakieś drgawki.... i był mokry.... 
Nasze szybkie interwencje nic nie dały, telefony do weterynarzy... było ciężko, bo sobota i popołudnie, gdzie już wszystko zamknięte, ale próbowaliśmy...
Dodzwoniliśmy się w końcu do naszej znanej już pani weterynarz i to co Nam mówiła, niestety nie dało się zrobić.... 
Greyek z każdą minutką było widać jak odchodzi... jak się wzdryga, był u mnie na rękach... robiłam jeszcze masażyk serduszka i brzuszka, myśląc, że może to pomoże....
Niestety .... Greyek ...odszedł mi na rękach.... aż nie mogłam w to uwierzyć... niestety widocznie był bardzo chorutki, jak powiedziała pani weterynarz i może to była choroba genetyczna Rodziców... 
To mamy kolejne dylematy.... bo został jeszcze samiutki Carmelek, będzie Mu bardzo ciężko, bo byli razem nierozłączni - krok w krok, jeden przy drugim, tak jak tulenie się do siebie - wszystko robili razem... 
Nie wiem, jak to przeżyje Carmelek, a druga kwestia, musimy w tej sytuacji również trafić do weterynarki, by przebadała czy z Carmelkiem wszystko jest ok, czy nie ma on też jakiejś choroby - od Rodziców, albo czegoś innego...już teraz trzeba mieć to na uwadze i sprawdzić wszystko... Bardzo przeszkadza pora roku, bo jest zimno, a dla tych zwierzątek przeziębienie bardzo może być niebezpieczne, szybko stając się zapaleniem płuc... więc - dylemat... czy poczekać troszkę, aż będzie troszkę cieplej, czy ryzykować i iść z nim, mimo zimna, a bardzo mocno go poowijać kocykiem ...? Nie wiem, zobaczymy, jaka pogoda będzie, poczekam 2 - 3 dni i pojedziemy do pani doktor... bo nie daje mi to spokoju... by w razie czego od razu poznać stan zdrowia i gdyby było coś n ie tak, od razu leczyć... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz