Powered By Blogger

piątek, 19 stycznia 2024

73 post - Piątek

18 stycznia minęło już 8 m-cy odkąd odszedłeś Kochany Tatusiu... Czas jest łaskawy i emocje są już inne, troszkę spokojniejsze, ale myśli o Tobie wciąż przywołują tęsknotę za Tobą, mimo, że nie byłeś głośny... raczej tak bardzo spokojny, to mimo wszystko brak Ciebie... Wspomnienia o Tobie wciąż są żywe, lubię mówić o Tobie, o tym wszystkim, co bylo dobre, o różnych sytuacjach, o tym, jak dobrym byłeś człowiekiem, jak bardzo spokojnym, cierpliwym,  nie skarżącym się na nic, z godnością wszystko znosiłeś... Jestem pełna podziwu dla Ciebie za to wszystko, jak to co było znosiłeś, w całym życiu, chorób... Cieszę się Kochany Tatusiu, że mogłam - mogę być Twoim dzieckiem, Twoją córką... 

Dziękuję Ci Kochany Tatulku, za siłę, jaką od Ciebie dostałam, za to, wszystko, co było cenne... Tylko My wiemy... jak cudownym i wspaniałym byłeś człowiekiem...chociaż - nie, nie tylko my, bo wiele osób Ciebie ceniło, za wiele Twoich zalet, za dobroć dla innych... Byłeś bardzo odpowiedzialnym i pracowitym człowiekiem, bardzo dokładnym i każdy mógł Ci powierzać zadania, a Ty jak nikt inny wywiązywałeś się z nich rewelacyjnie, ... Twoja precyzja, wiedza, doświadczenie, odpowiedzialność przynosiły doskonałe efekty... Wiesz, zawsze byłeś dla mnie wzorem, do naśladowania... uczyłam się Ciebie i przez to też poznawałam siebie. Troszkę żałuję czasu, że tak mało było tego, który tak dużo we mnie zmienił... Czasu, w którym zbliżyłam się do Ciebie... każdego dnia darząc Ciebie szacunkiem, Miłością, wdzięcznością, za to, że byłeś moim Kochanym Tatusiem, takim, jakiego mogłabym sobie wymarzyć... A to, co było trudne, to wybaczyłam Ci , to co bylo świadome i nieświadome... wybaczyłam i proszę Ciebie o wybaczenie, tego, co było z mojej strony - trudne - względem Ciebie... Już to zrobiłam dużo wcześniej, ale umiem to zawsze coś dodać od siebie, by poczuć się wolno... Wiem, że wiesz o czym myślę... 

Tak bardzo dziękuję Bogu, że mnie wysłuchał w tylu różnych prośbach... 

Wiesz, Kochany Tatusiu, że ten ostatni , czas, mimo iż był tak bardzo krótki, czas, w którym coraz więcej spraw układało mi się w jedną całość, tak jak to, że mi - pokazałeś, przez te ostatnie dni, że naprawdę jestem dla Ciebie bardzo ważna, że zaufałeś mi tak bardzo... Ten ostatni czas, kiedy mogłam się w pełni Tobą opiekować inaczej, już bardziej fachowo, na ile umiałam i siły miałam. Wiedziałam, że muszę, że chcę, że to jest dla mnie najważniejsze, bo Ty jesteś dla mnie najważniejszy a wymagałeś opieki...24 h / 7 ... Całe dnie i noce, były trudne, bo bardzo trudne były emocje patrząc na Ciebie, kiedy wszystko tak bardzo Ciebie bolało, kiedy każdy ruch wywoływał większe bóle... To byo dla mnie bardzo trudne, ale wiesz, że starałam się, by sprawić zawsze jak najmniejszy ból, przy opiekowaniu się Tobą, czy przy przebieraniu, myciu, karmieniu, piciu... Często kręgosłup już nie mógł, nie wiem skąd dostawałam siły... ale wiedziałam, że muszę dać radę... z Mamusią obie bardzo się starałyśmy... Wiedziałeś o tym, bo kiedy mi pozwoliłeś, bym ja się tylko Tobą opiekowała, uznałam to za wyróżnienie, ale też bardzo duże zaufanie z Twojej strony... Choć Mamusia bardzo to przeżywała, że chciałeś bym tylko ja się Tobą opiekowała...  Masz wspaniałą żonę, moją Kochaną Mamusię, która nieba Ci uchylała,, wszystko robila dla Ciebie, była w pełni oddaną osobą, żoną, człowiekiem, przyjaciółką..wspaniałą , cudowną osobą...

Obie z Mamusią się wspierałyśmy , było naprawdę ciężko, ale dałyśmy radę, przez te dni i noce nieprzespane... Nie mogłabym zostawić Ciebie Tatusiu, myśląc, że jesteś sam, i może potrzebujesz pić, albo może trzeba Ciebie przebrać, czy umyć... Chciałam być i czuwać przy Tobie każdą chwilę, by zrobić dla Ciebie wszystko, co tylko mogę, co jest Ci potrzebne, co może uśmierzyć Ci bóle... Czy głaskanie Ciebie, trzymanie za ręce, całowanie i mówienie, jak jesteś dla mnie ważny, jak bardzo Ciebie kocham... 

Tatulku, mój Kochany, tak, jak to, kiedy zrozumiałam to, jak kiwałeś do wujka, który przyszedł... zrozumiałam to... Twój najmłodszy brat przyszedł do Ciebie, zmarł przed Tobą, już był w Niebie i przyzedł po Ciebie...  Wtedy tak dużo zrozumiałam, czując obecność wujka... i to, na drugi dzień też, bo to dokładnie upewniło mnie w tym, że dobrze to zrozumiałam, bo Twoim życzeniem był kompot ze śliwek, szybko to zrozumiałam... Z wujkiem przecież u Babci robiliście powidła, właśnie ze śliwek, dlatego to było dla mnie odpowiedzią, to, co poczułam noc wcześniej... Czułam wujka, Twojego brata, jak był, chociaż czułam jeszcze inną energię, może to był Twój Tatuś... Tak, jak jakiś czas temu zrozumiałam, sytuację, kiedy poczułam mojego Dziadziusia, a Twojego Tatusia, półtora miesiąca wcześniej przed Twoją śmiercią...  Jak to wszystko z czasem się układa, ta cała moziaka różnych spraw. 

Tak bardzo cieszę się z tego, że wtedy tak to poczułam, choć było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie, bo przecież Dziadziusia nie znałam, bo zmarł przed moimi narodzinami, to jednak, wtedy, kiedy do Nas przyszedł, a było to dokładnie 25 marca 2023 roku... dokładnie poczułam Go energetycznie - wiedząc, że to - On, nie wiem, w jaki sposób to wyjaśnić, bo nie znałam jego za mojego życia, a jednak, Go poczułam, i wcale się tego nie bałam, ale zastanawiałam się, nad tym, ... 

To było tak, jakby stał w pokoju i przyglądał się wszystkiemu, jak mieszkamy, że wszystko jest ok, stał, jakby z boku mając oko na wszystko... 

To było w nocy, wstałam, by wziąć z lodówki jedzonko dla Sunny'usia i wtedy to w progu i w pokoju wyraźnie poczułam, tę energię, energię Dziadziusia... Zdziwiło mnie to wtedy, wiedziałam, że to dzieje się naprawdę, nie bałam się tego, tej energii, czułam ją tak spokojnie... Ba, nie tylko ja to poczułam, bo też mój mąż też to poczuł, nie wiedział o co chodzi, słyszał mnie, że nie śpię, że wyszłam z pokoju, domyślił się później, że wziełam jedzonko dla zwierzaczka.. Mąż też wstał, poszedł do pokoju i też poczuł tę samą energię w kuchni, salonie... nie wiedział co czuje, co to jest, czuł, jakby miał kogoś zobaczyć, ale nie widział, tylko czuł - inną energię... 

Rano dopiero się wyjaśniło, że oboje to czuliśmy... Jakie było też zdumienie Rodziców, kiedy zapytałam Ich wprost, jaka jest data śmierci Dziadziusia...? Jak powiedzieli mi, że 25 marca 1970 roku... no tak, wiedziałam przecież, że mnie wtedy jeszcze nie było... Powiedziałam, że w nocy był tu u Nas Dziadziuś, bardzo Ich tym zaskoczyłam... a na dodataek mój mąż to samo powiedział, że w takim razie, to On też musiał poczuć Dziadziusia i też przecież Go absolutnie nie znał. Różnie to wtedy sobie tłumaczyliśmy, że to Rocznica śmierci... 

Różne znaki, tak dużo nam mówią, ale nie zawsze od razu wiemy, o co chodzi, kiedy minie trochę czasu, wszystko staje się jasne, układa się w jedną spójną całość... Przecież wtedy nikt z Nas nie zrozumiał tego, że za niecałe 2 miesiące umrze mój Tatuś... 

Tak, jak bardzo dziękuję i cienię to, że Bóg wysłuchał wielu moich próśb, nawet wtedy, kiedy byłyśmy w Kościele w innej parafii załatwić dla Tatusia opiekę, jednak to się nie udało, ale będąc tam, poszłyśmy do kościola , by pomodlić się i powierzyć różne sprawy Bogu... Bardzo dziękuję za to wszystko, za co wtedy dziękowałam i o co prosiłam... Bardzo dziękuję Bogu, że wybaczył Tatusiowi wszystkie Jego winy, grzechy, ciężary, uczynki świadome i nieświadome względem Boga, Siebie, Bliskich, innych... Poczułam tak wielką ulgę, bardzo tego potrzebowałam... to było dużym dowodem na to, że Bóg jest ze mną, że doskonale wiedział i rozumiał, co przeżywamy, ... Tylko My wtedy jeszcze nieświadome - mi , że koniec staje się coraz bliższy... Wracając do domu, udało mi się załatwić opiekuna dla Tatusia, który miał przyjść już za 3 dni...Bardzo ucieszyłam się, że będzie ktoś, kto Nam pomoże, że to tylko na krótki czas, bo potem Tatuś będzie silniejszy... Niestety Tatuś bardzo słabnął w oczach, wszystko tak bardzo szybko - nabierało tempa... coraz bardziej Tatulek w oczach niknął... ubywało życia z Niego... 

Nawet fizjoterapeuta badając Tatusia, mówił, że to bardzo trudny temat, bo tu już nic nie może zrobić, nic pomóc, bo Tatusiowi mogą pękać kości... że niedawno przez to przechodził, że Tatuś jego odszedł niedawno... Jakie to było dla mnie trudne słuchać o tym, co mówił, jak to - odszedł, przecież mój Tatuś z tego wyjdzie, musi z tego wyjść, nie dopuszczałam do siebie myśli , że może być inaczej... Bardzo chciałam wierzyć, że jeszczew można coś zrobić, coś pomóc, tylko musimy znaleźć kogoś, kto Nam w tym pomoże, że musi być jakiś sposób, że Tatuś będzie jeszcze silny , jak zawsze - kiedyś, i wszystkim Nam pokaże, że z wszystkim można sobie poradzić... 

Najgorsza była ta znieczulica wśród lekarzy, kiedy nie chcieli pomagać, ratować Tatusia, leczyć... Wzywane pogotowie, ile proszenia, by raczyli przyjechać, a jak w końcu raczyli przyjechać, zbywanie, że i tak nie zabiorą do szpitala... Z ich przeprowadzonych wstępnych badań, było jasne, że te parametry, które oni badają nie są powodem, by zabrać Tatusia do szpitala. Bo, podstawowe funkcje życiowe były ok, typu, ciśnienie, cukier, czy na tę chwilę brak gorączki... czy saturacja była nawet 90 kilka , ale co z tego... Przecież wzywałyśmy karetkę pogotowia, jak działy się różne nagłe zdarzenia... Kiedy Tatuś nie mógł mówić, myślałyśmy, że to udar... Innym razem, kiedy padł w łazience i sam nie miał siły się ruszyć, już nie mówiąc podnieść, ile to próśb byo, by zechcieli przyjechać, do osoby starszej,... nie chcieli, bo żyje jednak, że jest z Nim kontakt... - szok!!! Nigdy nie myślałam, że tak bardzo ludzie mogą być bezduszni, akurat Ci, od których często można uratować drugiego człowieka, a tu odmawiało się leczenia, pomocy i nie traktowania z szacunkiem chorego - Tatusia i Nas... 

Czy innym razem, kiedy ratowałam Tatusia, bo dusił się  po zjedzeniu kilku łyków zupy czy drugiego dania,krsztusił się, dławił jedzeniem... wymiotował wydzieliną jakąś bardzo dziwną, gęstą, która zaduszała, bo wydostawała się z ust i z nosa, ... w bardzo dużych ilościach, była tak bardzo gęsta, że bardzo ciężko było ją oddzielić.... Tatuś nie mógł złapać oddechu, Mamusia spanikowała i uciekła przerażona z pokoju, a ja nie wiem skąd i jak, to się stało, ale zachowałam zimną krew i ratowałam Tatusia... próbując Mu pomagać, by wydostać tę wydzielinę, szybko reagując, wziełam miskę z wodą, papier, by oddzielać tę wydzielinę, by Tatuś mógł złapać wreszcie oddech... myślałam, że będzie już po Tatusiu... Wyglądało to tak bardzo poważnie, udało mi się w końcu opanować to i Tatuś złapał oddech... Od razu zadzwoniłiśmy po karetkę, ale jak zwykle głupie zbywanie Nas, że przecież żyje, że w tym wieku, to wszystko jest możliwe, że czego my chcemy, ... jak jest kontakt z Tatusiem, to ok, że oni nie są potrzebni... Tatuś był blady, słaby, nie wiedziałyśmy co to było, czy to tylko jednorazowa taka sytuacja, czy będzie to, związane z jedzeniem, czy z czymś innym, nikt Nam nic nie mógł powiedzieć, tylko Nas zbywać... i olewać, Po kilkakrotnym dzwonieniu, naleganiu, by w końcu i tak przyjechali - raczyli przyjechać i badając - ten sam schemat - bezdusznego działania, pokazał, że udają, ze coś badają, a i tak nie słuchali, co się mówiło i - szukali - ciała obcego, świecąc latarką w usta, - szok!!!! Mówiłam, jak i co było od początku , o wydzielinie, nawet na koszuli było bardzo dużo tej wydzieliny - sami to widzieli a mimo wszystko nie podjęli żadnego leczenia, by zabrać Tatusia do szpitala tłumacząc to tym, że to musi w przychodni lekarz leczyć a nie oni, . Ok, ale jak jest po godz. 18.00 to jak coś się dzieje, a zawsze na Nasze nieszczście było po godz.18.00 i tylko została możliwość dzwonienia w nagłych przypadkach po karetkę. Kiedy szukaliśmy z ogłoszenia lekarzy, którzy przychodzą na wizyty domowe - nikt nie chciał przyjść, czy bardzo brzydko zachowała się lekarka, kiedy usłyszała, że to starsza osoba - Tatuś... Czy koleżanka, z którą chodziłam do szkoły, jest lekarką, też bardzo brzydko mnie potraktowała, że czego ja jeszcze chcę, można jedynie, podtrzymać funkcje życiowe, bo po co coś innego robić w tym wieku, - szok!!! Na wszystkie moje zapytania, były brzydkie bezduszne zlewające zdawkowe odpowiedzi, ...Nie wiedziałam, że koleżanka, którą wcześniej uważałam, za autorytet, że może bardzo pomóc,... jest neurologiem i pomaga ludziom, jak się okazało - bardzo wybiórczo... i to nie każdemu... Zresztą w krótkim czasie dowiedziałam się, że nie tylko mnie zaeiodła, ale wielu ludzi, dla wszystkich - taka sama - olewająca... 

Kolejne różne nagłe akcje nagłe z Tatusiem... i wciąż to samo takie trudne przeboje z przyjazdem karetki i proszeniem, by przyechali, by ratowali Tatusia... Ile razy to samo robili, nie słuchali co się mówi, tzn., robili wszystko, by nie zabrać Tatusia... do szpitala, by nie leczyć... Kiedy miał 39 stopni gorączki i bardzo wielki, twardy brzuch, był bardzo słaby nie miał siły siedzieć, ani chodzić, miał bardzo spuchnięte nogi...i był blady... mówił bardzo dziwnie, wolno... nie mógł się opróżniać... a brzuch był bardzo twardy ... Tak samo przyjechali po kilkakrotnym dzwonieniu, proszeniu... - udawali, że badają, a to, co badają nie daje wskazania do zabrania do szpitala... - szok!!!! Pojechali, - całą noc Tatuś wymiotował, jak dzwoniliśmy , to tylko stwierdzili, że przecież już byli i nie było wskazań , by zabrać do szpitala, a że teraz wymiotuje, to się zdarza... - szok!!!! Dzwoniliśmy dalej, odebrali w innym mieście - w Toruniu, mówiąc, że szpital ma obowiązwk w - G-dzu - przyjąć zgłoszenie i natychmiast wysłać karetkę, bez dsyskusji tak powinni od razy reagować, bo przyczyn może być dużo, ale może to też być coś poważnego sądząc po objawach...!!! Dzwoniliśmy znowu ktoś odebral w moim mieście i ta sama śpiewka i zbywanie, że jak ktoś jest taki niekompetentny z Torunia, to by się nie wypowiadali, a zajęli tam w tamtym mieście sprawami i chorymi... - szok!!!! Tak minęlo prawie pół nocy... z wysoką gorączką, wymiotami i słabością Tatusia... gdzie nie miał absolutnie siły ruszyć ręką czy nogą... nie miał w ogóle siły... W końcu rano dzwoniąc już nie wiem który raz na pogotowie - w końcu - raczyli przyjechać. Po badaniu okazało się, że stan jest ciężki, że muszą zabrać do szpitala, bo serce jest bardzo słabe, migotanie przedsionków, i na tej podstawie zabierają ale poważne są też te wymioty i cały czas bardzo twardy brzuch... mocno opuchnięte nogi.. bardzo wysoka gorączka... której nie dało się wcale zbić przez całą noc....

Tatuś trafił do szpitala na 5 dni ... położyli na łóżku, i nawet dokładnych badań nie zrobili... coś tam niby udawali, że robią... Po 5 dniach przywieźli do domu - Tatusia w słabym stanie, niechodzącego... W szpitalu zrobili lewatywę, pobrali tylko krew, dali sądę i tak było przez 5 dni... zero - innego leczenia czy badań... Przywieźli bez wskazań co dalej, tylko to, że dalej, to już nie jest ich sprawa a Tatusia potraktowali jak worek ziemniaków...- szok!!!!! zwracając im uwagę, bardzo brzydko odpowiadali, szok za szokiem! chciało się wyć i już nikt z Nas nie wiedział co robić, gdzie się zwrócić, do kogo, by pomógł, by zbadał Tatusia, bo był czas - cholernej - plandemii....!!!!. a lekarz w przychodni - odmawał wizyt domowych, - szok!!!! do chorego w starszym wieku, który nie chodzil już!!!! Tatuś miał sobie sam przyjść a nie wyręczać się tym, że chce wizytę do domy, jeszcze co !!!! - Szok za szokiem...i ta bezduszność wszystkich... którzy mogli by pomóc..... bezczelność i brak szacunku... !!!! Wiele takich różnych akcji... nagłych i zbywania... ojjj książkę możnaby by było napisać, utnę to w tym momencie, choć było naprawdę dużo bardzo silnych przeżyć i dla Tatusia i dla Nas... Nie mogę dłużej rozwijać tego tematu, bo za bardzo emocje wciąż mam aktywne i sama prztpłacę to zdrowiem... nie mogę - muszę być zdrowa.... Muszę.... !!!  

Czy fakt, kiedy myślałam, że mam zawał, kiedy również przyjechało pogotowie, po proszeniu się.by ratowali mnie.... Jak w końcu przyjechali z pretensjami, że to nie zawał, ale widocznie bardzo silne przeżycia, stres... i mam się opamiętać, bo mogli nie przyjechać - szok!!!! Ja nie jestem lekarzem i nie umiem, ani moi bliscy dac diagnozę, czy to był zawał czy też nie... Ja sama wiem, co mi było i domownicy... wszyscy myśleliśmy, że mam zawał, że będzie po mnie..... Widocznie, jestem silna i to nie był mój czas jeszcze... Rozwinę ten temat w innym poście... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz